Red Shoes
Grzegorz Pieniak
26.09 – 16.11.2024
Napiszę tekst w pierwszej osobie, ale ostrzegam, że to nie ja jestem malarzem. Wielogodzinne rozmowy prowadziły do tego tekstu o cyklu i o przewijającym się w nim motywie czerwonych szpilek. Tak intymnych i nieraz smutnych, że formy: „artysta wspomina, że…”, „Pieniak uważa malarstwo za…” wydały się sztuczne. Na obrazach malowanych od 2023 roku tłum się przerzedził, zmienił się styl ich malowania. Wszystkie to autoportrety. Po kolei.
Chyba każdy posiada wspomnienia podkradania rodzicielskich ubrań, uspokajania oddechu, pierwszego doświadczenia rozbudzonej seksualności i poczucia winy. Szpilki wyszperane w maminej szafie nazywałem butami „z paluchem”. Przyłapanie w ich nakładaniu było kolejnym przyczynkiem do wyśmiewania małego pedała. Tutaj od razu przeskoczymy w czasie. Nie ma co wdawać się w szczegóły. Większość osób wie, że dzieciństwo wcale nie bywa okresem beztroski. Nastolatkowie zbyt często są okrutni, a z rodziną nawet na zdjęciu można wyjść fatalnie.
Zamówiłem swoją parę właśnie w 2023 roku i pierwsze ich nałożenie skończyło się kilkunastominutowym paraliżem całego ciała. W tym czasie do głosu doszły wszystkie traumy; obelgi i szyderstwa, komendy przymusowego definiowania siebie. Potem to minęło. W głowie pojawiła się myśl, że jako dojrzała osoba w terapii, walcząca z tym całym syfem, mogę w nich zapierdalać nawet po suficie. Wbrew temu, co większość osób pomyśli: szpilki nie są fetyszem, a raczej dziwnym ucieleśnieniem traum i uwolnienia. Wcale nie związanego z seksem. Ta część garderoby, która pozwoliła celowo zmierzyć się z przeszłością, a w której jak się okazało można i myć naczynia, pomogła w redefinicji wpajanej od dzieciaka męskości. Potem zacząłem się w nich fotografować i oswajać się w byciu w inności i nieuwiązaniu. Następnie malować. Inaczej, bo w relacji z samym sobą. Wcześniej tego stanu się obawiałem, traktowałem jako namiastkę bycia w relacji z kimś innym. Oswojenie wszystkich swoich twarzy poprzez malowanie pozwoliło mi zachować resztki zdrowia psychicznego. Pracownia stała się bezpieczną enklawą. Światem bez oceniania, przemocy i wpierdalania się.
Malarstwo jest formą sublimacji. Dlatego na pierwszych obrazach namalowałem pojedynczą sylwetkę, skuloną lub wypinającą się. Być może czuć posmak rozczarowania po nieudanym seksie rozpamiętywanym chwilę po zamknięciu drzwi przez kochanka. Albo zapach wyczerpanego zadowolenia realizowanego na własnych zasadach. Kolejne obrazy bardziej się „uzewnętrzniają”. Pozy są coraz odważniejsze. Postaci wdziewają kabaretki i nawiązują interakcje. Otworzyłem się na wchodzenie w proces. Obserwowanie, gdzie on zaprowadzi przypomina produkcję dopaminy jak w seksie. Albo jak w byciu po pijaku. Malowanie pozwala na czysty, niemalże terapeutyczny ogląd. Bez hamulców i przerw na zastanowienie. Wtedy wywalam pokłady emocji i wspomnień. Malarstwo to bycie z problemem. Narzędzie pozwalające przetrwać.
Malując obrazy stwarzam sobie swój własny świat. Poza kontekstem społecznym. W nim normalizuję nieheteronormatywość. W zasadzie funkcjonujemy w takim świecie sztuki, gdzie mały odsetek prac bezpośrednio porusza kwestie osób queer. Teraz maluję to, czego nie mogłem w rodzinnym domu. Tam- zawsze w obawie przed reakcją widzów i ostracyzmem. Bo zboczone. Nie ważne, czy były to ciała męskie, czy damskie. Głos w głowie wtórował słowom matki, „tylko gołe dupy malujesz”.
Kiedyś stawanie przed pustym płótnem budziło lęk. Te stany blokowały proces malowania. Chyba granica między artystą a neurotykiem jest cienka. A obraz pracuje sam. Jest dobrym punktem wyjścia do obnażenia się. Zbyt rzadko mówimy o homoseksualizmie, seksie, alkoholizmie, zaburzeniach i depresji. Wychodzę z tym. Cały czas maluję dla siebie. Wybebeszam się. W swoich obrazach chcę odczarować te wszystkie tematy. Pokazać widzom z podobnymi problemami, że ktoś taki jak on, istnieje. Traktuję malarstwo jako źródło tematów do przepracowania, ale także jako terapię samą w sobie, polegającą na przywołaniu wypartych wspomnień zalegających stosami w czeluściach, które w słowa ubiera się trudno. Tym sposobem można je okiełznać, później godzinami dopieszczać. Wyciskać z nich ciężkie emocje, ale i przy okazji miłość do siebie samego.
Kuratorka i autorka tekstu: Katarzyna Piskorz
Grzegorz Pieniak (ur. 1994, Olsztyn)
Studiował malarstwo na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie.
Był współzałożycielem Otwartej Pracowni Eksperymentu i Galerii Kaplica, obok takich artystów jak Piotr Wesołowski, Agata Słowak i Szaweł Płóciennik.
Swoje prace prezentował na wystawach indywidualnych: Czułość, Fundacja Borowik (2023), Takotsubo (z Zuzanną Janin), Fundacja Dzielna (2023), Grzegorz Pieniak, Malarstwo, Galeria Kaplica (2017), Autoportrety, Galeria Kaplica (2016) oraz wystawach zbiorowych: Refugees Welcome, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie (2023), Czułość wyuzdania, lokal_30 (2023), Wystawa eksperymentalnej pracowni tkaniny, Galeria Bardzo Biała, (2018), A c é p h a l e, Galeria Kaplica (2018), R3INKARNACJE, Galeria Kaplica (2016).
Jego prace znajdują się w licznych kolekcjach prywatnych.
Mieszka i pracuje w Warszawie.
projekt współfinansuje m.st. Warszawa
otwarcie wystawy w ramach Warsaw Gallery Weekend 2024
fot. Szymon Sokołowski (meta_strong_fiction)